Na trudne czasy – odchudzanie
Mój dziadek mawiał, że zanim ten gruby schudnie to ten chudy zniknie. To był sposób poprzednich pokoleń dotkniętych głodem i wojną na przetrwanie ciężkich czasów. Dzisiaj nikt już tak nie myśli. Odtłuszczone ciało nie jest po prostu w modzie, nie mówiąc już o konsekwencjach zdrowotnych, a ja przecież działam w obszarze medycyny.
Czas pandemii niestety nie sprzyja takim wyzwaniom. Pozamykane siłownie, baseny, warunki do biegania nie najlepsze i jeszcze praca online….
Coraz częściej czujemy się zmęczeni, nasze ubrania przestają pasować, łatwiej popadamy w zły nastrój i jesteśmy coraz mniej aktywni, więc kilogramów przybywa z każdym rokiem. Przecież próbowaliśmy już wszystkiego – trener personalny, dieta, bieganie… I nic!
Nie mamy czasu na to wszystko. A na końcu… zawał.
Niezbyt optymistyczna perspektywa.
3 lata temu naprawdę sporo schudłam…
Za sprawą przyjaciela dotarła do mnie myśl “dlaczego nie wdrożyłam zasad, które wdrażam
w restrukturyzowanych przeze mnie szpitalach w moim własnym życiu?”
Tak, to był kompletny brak konsekwencji.
Nowa rzeczywistość niestety stawia przed nami po raz kolejny wyzwanie.
Czy ja zawodowo nie zajmuję się odchudzaniem?
W pewnym sensie TAK zajmuję się również odchudzaniem. Odchudzaniem czyli optymalizowaniem działalności – głównie Szpitali i mniejszych podmiotów działających w obszarze ochrony zdrowia. Przeładowane procedury, które podobno mają poprawić standardy obsługi, bezpieczeństwo pacjentów, a w efekcie prowadzą do narastającej biurokracji, kradną nasz czas i zamiast skupić się nad diagnozą i terapią pacjenta wypełniamy kolejne zestawienia.
Oczywiście nie chodzi o to, żeby wyrzucić nasze procedury do kosza, ale można je uszyć na miarę. I nie myślę tu tylko o procedurach ISO, czy CMJ, bo najczęściej są niestety nieodzowne, myślę bardziej o procedurach, które często szpitale same sobie uszyły. Przyzwyczajamy się do naszego balastu z dnia na dzień, a potem już go nie zauważamy. Często łatwiej wypełnić kolejne zestawienie dla pani Zosi ze Statystyki niż zapytać czy nadal je potrzebuje. Może dwa lata temu Dyrektorowi było potrzebne jak jechał na spotkanie, potem przez chwilę monitorowaliśmy ten wskaźnik, a teraz nikt już z tego nie korzysta, ale wszyscy mają zajęcie…
To są przykłady na lekką nadwagę, ale jak Szpital ma prawdziwą otyłość to co?
Tak wtedy niestety potrzebny jest chirurg. Trzeba stanąć z boku, popatrzeć i zaordynować konkretne leczenie. Poranny jogging już nie wystarczy, żeby wrócić do formy. Trzeba bardzo krytycznie przyjrzeć się strukturze łóżek szpitalnych, strukturze kosztów operacyjnych
w szczególności kosztom zatrudnienia, a może nawet zastanowić się nad reorganizacją struktury medycznej i naszych kosztów stałych.
Czyli restrukturyzacja?
Tak. Przemyślana, głęboka restrukturyzacja. Chociaż to słowo nie zawsze dobrze się wszystkim kojarzy. Często jak mówię restrukturyzacja od razu pada pytanie „ile osób trzeba będzie zwolnić?” I najczęściej niestety tak właśnie wyglądają restrukturyzacje. Jakby chirurg odrąbał komuś nogę siekierą – ubytek kilogramów natychmiastowy – tylko czy na pewno o to chodziło?
Przeprowadzałam duże restrukturyzacje kadrowe w szpitalach zatrudniających 500 – 700 osób – bez zwolnień, przez optymalizację form zatrudnienia, dobrowolne odejścia, przesunięcia do innych obszarów lub innych podmiotów. Zawsze jest rozwiązanie lepsze niż zwalnianie własnych pracowników, szczególnie tych naprawdę wartościowych, a kadra medyczna jest na dzień dzisiejszy, że tak to ujmę „towarem deficytowym”.
Myślę, że przedsiębiorstwa, nie tylko w branży medycznej, powinny raz na klika lat przeprowadzać w swoich zakładach restrukturyzację tzn. popatrzeć z dystansu, zakwestionować to co robiliśmy do tej pory i poukładać wszystko od nowa.
Przyzwyczailiśmy się, że w naszym szpitalu zawsze była neurologia, ale …
kilku czołowych lekarzy odeszło na emeryturę, pacjenci nie przychodzą już tak licznie, mamy problemy z wymaganiami dotyczącymi pomieszczeń w oddziale udarowym i jeszcze w sąsiednim mieście też otworzyli neurologię.
Może więc trzeba zastanowić się nad innym sprofilowaniem oddziału, może dogadamy się z nowo otwartym oddziałem i u nas zrobimy rehabilitację neurologiczną, a może zrezygnujemy z części łóżek dermatologicznych i nasz oddział udarowy będzie najlepszy w okolicy – to w końcu procedury ratujące życie. Trzeba by jeszcze uwzględnić terminy i zasady kontraktowania, dostępność personelu. Jeżeli najbliższy konkurs na świadczenia rehabilitacyjne jest za 4 lata to otwarcie w przyszłym roku oddziału rehabilitacji neurologicznej raczej nie jest trafionym pomysłem.
To są oczywiste oczywistości powtarzając za klasykiem
Pozornie wszyscy o tym wiemy, że tak można, ale jak przychodzi do podjęcia konkretnych działań to okazuje się, że znowu wygodniej jest „na kanapie”.
Naprawdę rozumiem wielu Dyrektorów, szczególnie publicznych placówek. Wiele lat w różnej konfiguracji zawodowej pracowałam z takimi podmiotami. Rada społeczna, rada nadzorcza, potem organ założycielski, protesty związków zawodowych – bo „zawsze tak było” i ‘po co ta zmiana”.
Niestety jeżeli chcemy przetrwać trudne czasy musimy być w dobrej formie. To znaczy, że zmiany trzeba rozpocząć teraz, bo jak wejdą w życie nowe uregulowania dla wielu placówek publicznych i niepublicznych może być po prostu za późno.
I zawał.
I kardiochirurg. Operacja na otwartym sercu. Ryzyko znacząco wzrasta…
Zgodnie z podstawowymi zasadami w medycynie – lepiej zapobiegać.
Przede wszystkim prewencja i edukacja, co oznacza, że jeżeli dzisiaj borykamy się z problemami to one nie znikną po wdrożeniu kolejnej reformy lub odmrożeniu szpitala po reżimach covidowych. Wręcz przeciwnie brak elastyczności działania może sprawić, że nie będziemy w stanie szybko przystosować się do nowych uregulowań, a nasze słabe strony zostaną bezwzględnie obnażone.